Sygnały dochodzące z różnych źródeł wskazują jasno na czynnik inercji ukierunkowany na upadek, bo działania polityków Francji i Niemiec nie dość, że nie są adekwatne do oczekiwań ludów Europy, to jeszcze są sprzeczne względem siebie.

 

Prezes Banku Anglii Mervin King w rozmowie z dziennikarzami zapewnia, że jest gotowy na możliwy upadek strefy euro. Słowa osoby, która jest szefem banku, bądź co bądź światowej potęgi gospodarczej muszą, a przynajmniej powinny budzić niepokój wśród ekonomistów ale przede wszystkim wśród decydentów odpowiedzialnych za losu naszego kraju (inne pozostawiam ich mieszkańcom).
Dla wielu przeciwników eurolandu byłaby to okazja do świętowania, ale należy też patrzeć szerzej na społeczeństwo, przewidzieć możliwe scenariusze zachowań i przygotować przeciwdziałania negatywnym skutkom takiego załamania polityczno-gospodarczego.
Mniemam, że nasze centrum antykryzysowe opracowało scenariusze i procedury działania. Nie jest to takie trudne bo potrzebna jest na początek wyobraźnia i kilka osób z różnych dziedzin nauk społecznych, wojskowych i prewencyjnych, które można spiąć w grupę do opracowania takiego planu.
Sytuacja o której mówi Mervin King jest realnym zagrożeniem. Ludzie, którym dotychczas schlebiano w socjalno-politycznych obietnicach mogą wywołać kolejną "wiosnę ludów", i bynajmniej nie pokojową, bo czując się oszukanymi, mogą chcieć „zrekompensować” sobie nie tylko na politykach swoje frustracje wywołując rozruchy, może nawet gorsze w skutkach niż te w Grecji.
Obserwowane zamieszki Greków, sygnały niepokoju Włochów, Portugalczyków i Hiszpanów, a nie zapominajmy o niedawnym bankructwie Islandii, są jasnym dowodem uwiądu koncepcji wspólnej waluty i bytu politycznego UE wprowadzanych na siłę.
Gdyby posłuchano spektakularnego NIE Francuzów w referendum w maju 2005 roku a ”chwilę” później Holendrów, potem także Irlandczyków (za pierwszym razem) i nie zmuszano ludów Europy do czegoś czego naturalnie nie chcą, powiem więcej nie wypaczono idei jaką przyświecała początkowemu zamysłowi Wspólnoty Europejskiej, ale pozwolono w sposób naturalny ewoluować, śmiem twierdzić, że nie bylibyśmy w tak krótkim czasie scentralizowani, zgniecieni biurokracją i podatkami, a kryzys nie maiłby wymiaru kontynentalnego. Być może nadal tkwilibyśmy w negocjacjach, wspólnocie zapewne otwartych granic, umów o minimalizowaniu lub zniesieniu barier celnych, wolnej wymianie towarów i wymianie pieniądza, być może byłby kryzys, ale nie miałby takiego wymiaru i wpływu na całe przyszłe pokolenia jak obecny.
Sygnały dochodzące z różnych źródeł wskazują jasno na czynnik inercji ukierunkowany na upadek, bo działania polityków Francji i Niemiec nie dość, że nie są adekwatne do oczekiwań ludów Europy, to jeszcze są sprzeczne względem siebie. A im szybciej chcą osiągnąć cel jakim jest integracja polityczna i ekonomiczna tym większa jest możliwość porażki. Czego innego oczekują Francuzi i Niemcy, czego innego Brytyjczycy. Warto tu też wspomnieć Vaclava Klausa, prezydenta Czech odważnie formułującego swoje opinie o Unii o wspólnej walucie i planach wspólnoty podatkowej jako niebezpieczeństwa kryzysu w skali globalnej.
A co My, Polacy chcielibyśmy osiągnąć we wspólnocie walutowej? Czy nie mamy dość doświadczeń ze wspólnotą polityczną, ze wspólnotą biurokratyczną? Dlaczego nasz Minister Spraw Zagranicznych wyszedł przed szereg Prezydenta i wygłosił w Berlinie apel do Niemiec o stabilizację strefy euro. Nie podejrzewam, że zrobił to samodzielnie. Bo musiało to być uzgodnione, mam tylko wrażenie, że zostało zaaranżowane tak jakby nie było. Takie próbkowanie wytrzymałości materii – narodu Polskiego. Czy zatem w naszym interesie jest wchodzić w strefę, gdzie raczej przewidywany jest jej upadek?
Dlatego powtórzę to raz jeszcze:
Czy jesteśmy gotowi? Czy Mamy plany na wypadek spełnienia się czarnych wizji?
Źródło: Goniec.com